Na kurierskich szlakach
NA KURIERSKICH
SZLAKACH
Działania wojenne i klęska wrześniowa, która nadeszła tak niespodziewa
nie, zdezorganizowały życie społeczne w kraju. Ale zbiegiem tygodni, w mia
rą jak uchodźcy wracali do domów, sytuacja stabilizowała się. Ludzie podej
mowali pracę i czekali niepewni, co przyniesie im okupacja, pełni nadziei na
szybkie zwycięstwo zachodnich sojuszników.
Wiele osób- szczególnie młodzież oraz wojskowi, którzy uniknęli niewoli ukrywało się, czekając na rozwój sytuacji. Inni podążali wszystkimi możliwymi drogami ku południowej granicy, by dotrzeć przez Węgry do Francji i zasilić szeregi tworzącego się tam Wojska Polskiego.
W schronisku na Leskowcu przebywało od października kilkudziesięciu młodych ludzi z Wadowic, Andrychowa i okolicznych miejscowości.. Gospodarz Jan Targosz zaopatrzył przed wybuchem wojny schronisko w opał i prowiant na zimę, mógł więc żywić swoich gości. Część z nich spała w schronisku, pozostali, którzy nie mieli dokumentów w porządku, nocowali w szałasie zamaskowanym leśną gęstwiną. Patrole niemieckie zaglądały rzadko na Leskowiec, natomiast w niedzielę docierali na górę znajomi i krewni ukrywających się informując ich o sytuacji na dole. Czasem, przychodził, prof. Czesław Panczakiewicz, prezes Koła PTT w Wadowicach i inicjator budowy tego schroniska. Monotonię oczekiwania na francuską ofensywę młodzi ludzie urozmaicili sobie grą w szachy i w karty. Nie doczekawszy natarcia aliantów, z nadejściem zimy większość ukrywających się zeszła na dół.
Schronisko na Lubaniu stało opuszczone, zatrzymywali się w nim uciekinierzy zamierzający przekroczyć granicę słowacką w rejonie Pienin. W pierwszych miesiącach okupacji stałymi lokatorami schroniska była grupka żołnierzy polskich z rozbitych jednostek walczących w obronie Wysokiej. Przewodził im plutonowy rezerwy Teofil Zubek, który starał się nawiązać konspiracyjne kontakty. Później Zubek razem ze swoimi ludźmi przeszedł na Halą Wzorową koło Turbacza, gdzie organizował się ośrodek konspiracji.
Do miejscowości przygranicznych trafiało coraz więcej ludzi pragnących dstać się na Węgry. Najczęściej byli to oficerowie, którzy zdołali ukryć się po rozbiciu ich jednostek lub zbiegowie z transportów jenieckich. Ludzie ci szukali jakiegoś oparcia, w nie znanym sobie terenie; musieli znaleźć kwatery, wyżywienie, a przede wszystkim pomoc przy przejściu granicy. Niektórzy, dysponując przedwojennym kontaktami, korzystali z pomocy znanych sobie osób. Inni mieli niepewne informacje lub przyjeżdżali nad granicę bez rozeznania i dopiero na miejscu próbowali zorientować się w sytuacji. Jedynie postawie miejscowej ludności zawdzięczać należy, że w tym pierwszym, niezorganizowanym okresie przerzutów granicznych nie doszło do większych wpadek.
Przeprowadzania przez granicę podejmowali się ludzie znający dobrze teren po obu jej stronach. Wielu czyniło to bezinteresownie i spośród nich rekrutowali się późniejsi kurierzy zorganizowanych siatek przerzutowych. Prze rzutem uciekinierów przez granicę trudnili się również przemytnicy, lecz ci robili to przy okazji załatwiania swoich interesów i pobierali od klientów wynagrodzenie. Po przejściu granicy zostawiali uchodźców na pastwę losu, co kończyło się często ich schwytaniem przez policję słowacką.
Uciekinierzy najczęściej starałi się przekroczyć granicę GG i Słowacji w rejonie Tatr, Pienin i Beskidu Sądeckiego, Stąd szczególnie popularnymi punktami wyjściowymi były: Zakopane i okolice, Szczawnica, pośrednio Nowy Sącz i miejscowości południowej Sądecczyzny.
Kandydaci do Armii Polskiej we Francji, którzy znaleźli się na ziemiach wcielony c ii do Rzeszy, nie chcąc ze względów bezpieczeństwa mnożyć liczby przekraczanych granic, siłą rzeczy kierowali się do granicy między Reichem a Słowacją. Jednak warunki przejścia tej granicy były znacznie trudniejsze niż przekraczanie granicy GG. Przyczyną tego była duża liczba Niemców i volksdeutschów kręcących się w terenie przygranicznym. Niemniej i tutaj ruch przez granicę, szczególnie w pierwszych miesiącach okupacji, był znaczny. Wychodzono najczęściej z Wisły i z nadgranicznych wiosek Beskidu Żywieckiego. Oparciem dla uciekających na Węgry było prywatne schronisko w osiedlu na Kozińcach, położone w pobliżu stacji kolejowej Wisła-Głębce, odgrywało rolę punktu kontaktowego i meliny dla oficerów przyjeżdżających pociągiem do Wisły i oczekujących tutaj na przerzut. Właścicielem schroniska był Paweł Halama. Uczestnicząc w polskiej akcji na Zaolziu, znany był wielu oficerom polskim ze swego patriotycznego zaangażowania, i to, jak również niewielka odległość Kozińców od granicy słowackiej zadecydowało o zorganizowaniu w schronisku punktu przerzutowego.
Halama eo parę dni odprowadzał kolejną grupę oficerów do domu rodziców swej żony Anny. Tutaj przejmował uciekinierów jej brat i przeprowadzał ich przez granicę w pobliżu Jaworzynki. Na niedalekim Przysłopie pod Baranią Górą uchodźcy zatrzymywali się u Stefana Kostucha, w gajówce stojącej poniżej schroniska. Stąd szli dalej w kierunku Istebnej i granicy słowackiej.
W rejonie Wielkiej Raczy przekradali się przez granicę młodzi ludzie z Suchej, korzystając z pomocy gajowego w Rycerce Górncj-Kolonii Antoniego Koconia. Uciekinierów kierował do niego proboszcz z Suchej ksiądz Józef Dowsilas, zaopatrując ich uprzednio w pieniądze i żywność.
W Sopotni Wielkiej pod Pilskiem uciekinierzy znajdowali oparcie w domu Józefa Qawlasa. Miał on kontakt z Bizoniem, właścicielem restauracji w Żywcu; odbierał stamtąd uchodźców, najczęściej oficerów, i przez Świnną, Przylęków prowadził ich do Sopotni. Czasem miejscem spotkania była bacówka na przełęczy Przysłopy nad Sopotnią Wielką.
Kolejnym etapem był przerzut przez granicę. W akcji tej uczestniczyli wraz z ojcem synowie Gawłasa. Władek i Staszek oraz ich kolega Władek Foja. Szlak przerzutowy z Sopotni miał stare tradycje przemytnicze, od dawna bowiem przeprowadzano stąd konie na Słowację.
Przewodnicy prowadzili uciekinierów dwoma trasami. Obydwie przechodziły blisko schroniska na Hali Miziowej, gdzie mieściła się wówczas niemiecka placówka. Jedna z tras prowadziła przez Halę Jodłowcową do grzbietu granicznego, który przekraczano na Hali Cebuli. Stąd sprowadzano uchodźców do Mutnego po słowackiej stronie, gdzie znajdowali schronienie u dwóch braci Krzysiów.